poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Nogi w użyciu



  Wojtek nadal nie chodzi. Przemieszczać się po całym mieszkaniu potrafi, ale jednak samodzielne chodzenie to jeszcze dla niego coś bardzo egzotycznego. Z rehabilitantką próbuje, ale szybko poddaje się. Nie potrafi tego wszystkiego skoordynować - bo jak to tak - podnieść nogę, przenieść ciężar ciała na drugą, tę pierwszą postawić do przodu, utrzymać równowagę i to wszystko tak na stojąco? Czasem jego mina mówi mi, że chyba za dużo od niego oczekujemy. Ale ja nie należę do matek, które będą na siłę zmuszały dziecko do wykonania jakiejś czynności. Nie jest gotowy - trudno. Przyjdzie czas na chodzenie - to będzie chodził. Przeciwwskazań nie ma żadnych - teraz tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać aż ten dzień nastąpi. 

  Czasem chcę mu pokazać, jakie chodzenie jest fajne. Idąc po chleb do piekarni idziemy bez wózka. Prowadzę Wojtka za rączki - on dumnie kroczy .. raz, dwa, trzy - o jak fajnie, dwadzieścia, dwadzieścia jeden - coraz wolniej i w pewnym momencie - bęc - koniec. Siada w miejscu, w którym stał i nic nie zmusi go do tego, aby podniósł się i poszedł dalej. W takiej sytuacji muszę go ponieść przez kilka metrów, aby po chwili znów z chęcią maszerował. 

  Teraz tak z niecierpliwością czekam na te jego pierwsze samodzielne kroki, a gdy to już nastąpi, będę czekała na moment aż ten mój wulkan usiądzie - bo będzie z niego niezłe tornado - to widać po jego ciekawskim, wszędobylskim usposobieniu.


Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz