wtorek, 25 grudnia 2012

czwartek, 6 grudnia 2012

środa, 5 grudnia 2012

Spadł pierwszy śnieg

 
  Zima nadeszła. Wczoraj spadł pierwszy śnieg. Ale nie ma sie czemu dziwić, skoro grudzień juz panuje. Co innego, jakby sypnęło w lipcu - oj, wówczas trzeba by się głęboko zastanowić, co się dzieje z przyrodą, a tak? Normalka ;-)

  Noc za nami była ciężka. Wojtek, po raz pierwszy od refluksowej przygody nie mógł spać. I tak od północy do czwartej nad ranem jakieś szaleństwo było. Gdy w końcu zasnął - zasnęłam i ja, więc oboje zaspaliśmy na zajęcia. No trudno - czasem tak już bywa, że nie da się wszystkiego pogodzić.
  Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer. Fajne powietrze, delikatny mrozik - tylko dwa stopnie na minusie, ale już wystarczająco, aby usłyszeć ten charakterystyczny odgłos skrzypiącego śniegu. Wypuściłam Wojtka z wózka - no i się zaczęło ;-) . Nogi same go "porwały" i Mały pędził przede mną jak zahipnotyzowany. Spodobało mu się chodzenie. Ja zostałam dalekoooooooooooooo w tyle. A co tam matką będzie sobie głowę zaprzątał.


  Nieźle sobie radził w tych ocieplanych spodniach. Początkowo myślałam, że jednak nie da rady, bo i buty wysokie i te spodnie a do tego jeszcze podłoże zdecydowanie trudniejsze do chodzenia. Jednak spokojnie dał sobie radę i "śmigał" aż miło było patrzeć.


  Park wyludniony, tylko my dziwaki spacerowaliśmy ;-) - ale my się zimy nie boimy ;-)


  Gdy chodzenie już mu się znudziło, tzn. głównie chciałby siedzeć na ziemi, bo o wejściu ponownym do wózka na chwilę obecną powinnam zapomnieć, zaczął odśnieżać ławki. W sumie trzy "zaliczyliśmy". Fajny, suchy śnieg, więc nic nie kleiło się do rękawiczek i kurtki - łatwo można się pozbyć z odzieży.



  Dobrze, że wyszliśmy, gdyż dzisiaj temperatura już dodatnia w ciągu dnia była - a więc co się z tym wiąże - była chlapa. Dopiero późnym popołudniem temperatura zaczęła spadać, ale my już czasu na spacery nie mieliśmy, bo na rehabilitację pędziliśmy.

Napracował się mój Smyk, dotlenił, a potem spał jak niemowlę ;-)




Pozdrawiam gorąco - Mama Wojtka

środa, 28 listopada 2012

Zaczynam dreptać



  Po powrocie z ostatniego turnusu stanąłem samodzielnie na nogach. W sumie stawałem wcześniej, robiłem krok czy dwa jednak szybko siadałem na podłodze,  ale teraz ... coraz częściej używam napędu dwunożnego. Fajna sprawa - mogę dostać się w miejsca, które do tej pory były dla mnie nieosiągalne. A to co jest na stole czy blacie w kuchni - jest wprost przygotowane dla mnie - wszystko mogę dosięgnąć - a jeżeli jest to niemożliwe to po prostu wspinam się na krzesło i po problemie. Nieźle, co?


  Pogodny nastrój mnie nie opuszcza, mimo paskudnej pogody za oknem. Ale taka pora roku - byle do wiosny, jak powiada moja Mama.


Pozdrawiam Was gorąco - Wojtek

wtorek, 13 listopada 2012

Wspomnienie jesieni


 

  Na początku października - na łące. Wojtek zafascynowany roślinami, które gubiły nasiona, tudzież powoli schnące liście. Lubię to zdjęcie:




Pozdrawiam gorąco - Mama Wojtka


poniedziałek, 29 października 2012

Gdyńskie akwaria



  Tydzień temu Tata musiał jechać do Gdyni. Pojechaliśmy wszyscy - no, prawie wszyscy, bo Zuzia została sama w domu. Strasznie płakała jak wróciliśmy, bo jej się nudziło. Ale chyba wyspała się na parapecie, bo nikt jej nie przeszkadzał. Miauczała strasznie jak nas zobaczyła, ale po mizianku już było ok. 

  W poniedziałkowe popołudnie - dokładnie tydzień temu wraz z Rodzicami odwiedziliśmy rybki. Jejku, ale mi się tam podobało. Rybki pływały, przemieszczały się z jednej strony akwarium na drugą. 



   Były tez takie jedne rybki, które strasznie stukały, pukały - podobno jakieś wyładowania elektryczne to były. Ryby te za ładnie się nie prezentowały, dlatego nie ma ich na zdjęciach. Te kolorowe są zdecydowanie fajniejsze.  




   Taką żółtą mógłbym mieć w domu i patrzeć na nią i patrzeć bez końca.





  I jak?? Podoba się Wam, tak samo jak mi się podobało??? Chyba tak - przynajmniej mam nadzieję, że tak. 



  Teraz chciałbym bardzo pojechać w jakieś inne miejsce, gdzie będzie więcej wody, więcej rybek, więcej oglądania. Ale mama powiedziała, że muszę być troszkę większy. Ale ja już jestem duży - mam prawie 3 lata!!!!

Buziaczki przesyłam - Wojtek

środa, 24 października 2012

środa, 10 października 2012

poniedziałek, 1 października 2012

niedziela, 23 września 2012

"Mama"



  Wczoraj wieczorem nastąpiło coś, na co czekałam dość długo. No, w sumie to od 22 stycznia 2010 roku, kiedy to urodziłam Wojtka. Wczoraj wieczorem łzy szczęścia pojawiły się u mnie, gdy Wojtek wyciągając rączki w mą stronę powiedział świadomie "mama'. Nie był to ciąg typu "mamamamamamamama" trwający bez końca, ale jedynie te dwie magiczne sylaby "ma-ma". Warto czekać na taką chwilę, gdyż przynosi ona tyle szczęścia i spełnienia. Ja się w  końcu doczekałam. 

piątek, 17 sierpnia 2012

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

czwartek, 28 czerwca 2012

sobota, 16 czerwca 2012

Euro - szaleństwo



   Euroszaleństwo dopadło i moją mamę. Kupiła mi fajową pościel - nawet nie wiecie jak bardzo mi się podoba. Jest superaśna. Teraz mam swoich strażników ;-)



Miłego dnia Wam życzę - Wojtek


środa, 23 maja 2012

czwartek, 10 maja 2012

Zuza bałaganiara?



  Dać Wojtkowi wolną rękę i swobodę działania jest czasem niebezpieczne, ale konieczne dla jego rozwoju. W robieniu bałaganu chłopak spełnia się w 100%. Czasem ma ochotę wykręcić sie od odpowiedzialności za to pobojowisko i myśli, że uwierzę iż zrobiła to Zuza ... haha. Ale dziś po prostu przeszedł samego siebie. To co mogło wylądowac na podłodze - na niej wylądowało. Ciekawski chłopak jest i po prostu zagląda wszędzie, zrzuca wszystko, otwiera każde pudelko, szafke czy szufladę. Interesuje go wszystko to, co powinno. Cieszy mnie to bardzo i nawet za ten bałagan się nie złoszczę. Zresztą, co by to zmieniło?




Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka




czwartek, 3 maja 2012

Wspinaczka



   Wczoraj podjąłem próbę ... pomyślałem - dam radę. I wspiąłem się na narożnik i sam wziąłem sobie zabawkę, która stała wyżej. Ha ... nie muszę już prosić Mamy, żeby mi podała. Sam mogę sobie wziąć.
  
  Dziś pierwsza próba wejścia niewypałem była. Nogi spadły a za nimi ja. Ale już przy drugim podejściu poszło gładko. Mogłem sobie wejść, a potem usiąść i bawić się moją arką. A podobno rok temu - także 3 maja, po raz pierwszy samodzielnie stanąłem na własnych nóżkach w łóżeczku. Oj Maminka się cieszyła. 
  Ciekawe co wymyślę za rok. Pewnie znowu czymś zaskoczę. 

Pozdrawiam - Wojtek 

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Neverending story



   Nie wiem już, jak to się dzieje, że przy takiej małej liczbie osób w rodzinie, nie mogę uporać się z praniem i prasowaniem. Koszmar jakiś. Można to robić w kółko - bez przerwy. Pralka kręcąca swym bębnem każdego dnia, suszarki wykorzystywane maksymalnie i kosz pełen wysuszonych rzeczy, czekających na przyjemne spotkanie z żelazkiem. Czekam na dzień, kiedy po prostu będzie pusto - i w pralni i na suszarkach i w koszu przeznaczonym na rzeczy do prasowania. Po prostu czekam na dzień, kiedy wszystko będzie zrobione i nic nie będzie na mnie wołało i dopominało się zrobienia. Ale chyba się nie doczekam.
    Najwięcej przyjemności z "układania" rzeczy ma oczywiście Wojtek. Mamy teraz długi weekend, nigdzie się nie wybieramy, rehabilitacje odwołane aż do końca tygodnia, więc mam nadzieję, że Bąbel co nieco mi pomoże i w końcu wyjdziemy na prostą. ;-)
   Kiedyś porównywałam z koleżankami, jak to jest w naszych rodzinach. Pocieszeniem był dla mnie fakt, że u nas nie jest jeszcze tak najgorzej. Pewnie wszystko przybierze na sile, gdy Wojtek podrośnie, zacznie biegać, samodzielnie jeść, czego do tej pory jeszcze nie robi. Ubolewam nad tym strasznie, ale widzę już poprawę. Od jakiegoś czasu sam trzyma butelkę, kawałki kanapek bierze z talerza. Coraz bliżej do momentu, gdy samodzielnie będzie machał łyżką. A wówczas -  strach się bać. A jeżeli do tego będzie lubił się przebierać, to już mogę łapać się za głowę i zawczasu zakasać rękawy i psychicznie przygotować się do ciężkiej pracy ... harówki wręcz. ;-)
  Niestety - trzeba się do tego przyznać - brak u mnie organizacji pracy - ale to już cała ja - roztrzepaniec straszliwy. No i po kim to moje dziecko ma być takie ułożone? Wdał się we mnie - nie ma co.

Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka  





sobota, 28 kwietnia 2012

Po co spać????



 No właśnie - po co spać, skoro za oknem takie piękne słonko świeci. Pogoda wprost wymarzona na spacer, na zabawy na świeżym powietrzu - a ja tutaj zmuszam Wojtka do spania. Stoi łobuz w łóżeczku i pokrzykuje - gdyby tłumacząc jego "nawoływanie" - pewnie było by to coś w stylu "mamo, zabierz mnie z łóżeczka - ja chcę się bawić a nie spać". Ale jest czas na zabawę i jest czas na odpoczynek. Mimo ogromnego pokładu energii w  tej chwili - za dwie godzinki Mały nie byłby w stanie nic robić. Po prostu słaniałby się na nogach. 

  Myślami powróciłam do pewnej sytuacji z dzisiejszego dnia. Rano poszliśmy wysłać paczkę. Stoimy w kolejce na poczcie - Wojtkowi oczywiście nie chce się w wózku siedzieć. Wyjęłam go - bo przecież Prezes musi troszkę pomaszerować. Podeszła do nas kobieta pytając w jakim wieku jest Wojtek. Odpowiedziałam, że ma dwa latka, na co ona zdziwionym głosem pyta: "I jeszcze nie chodzi? Dlaczego?". Odpowiedziałam : "Bo jeszcze nie chodzi." Na co kobieta odrzekła: "O matko!" I oczywiście poszła sobie dziwnie na nas patrząc. 
  Nie lubię takich sytuacji. Nie jestem jeszcze gotowa obwieszczać publicznie, że Wojtek ma zespół. Normalnie, podczas rozmów z różnymi osobami mówię - owszem, bo się nie wstydzę, ale w miejscach, gdzie wiele osób stoi, każdy z nudów nasłuchuje o czym rozmawiają ludzie obok - po prostu nie potrafię. Ciężko mi potem stać i wręcz "słyszeć" w swej głowie te myśli   ludzi będących koło mnie. I te spojrzenia ... to jest tak nieprzyjemne. Ludzie jakoś się nad tym nie zastanawiają i często ciekawość jest u nich tak silna, że tym swoim gapiostwem potrafią naprawdę zranić uczucia drugiej osoby. A może to tylko moja wybujała wyobraźnia tak działa? Wolałabym, aby tak było, ale chyba nie do końca tak jest. 


  Wojtek zasnął - cisza, spokój ... mogę gotować obiad. 


Pozdrawiam cieplutko - Mama Wojtka


piątek, 27 kwietnia 2012

Zajęty jestem



Zajęty byłem bardzo. Skupiony na pewnej czynności. Na razie nie zdradzę co porabiałem. 





Edycja 1 maja: już mogę zdradzić, co robiłem. Objadałem się paluszkami:




Pozdrowionka przesyłam - Wojtek 

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dziś świętuję



   Dziś są imieniny Wojciecha - czyli moje :). Świętuję razem z dziadkiem, bo on ma na imię Jerzy, a 23 kwietnia świętują właśnie Jerzy i Wojciech.

  Dlaczego mam takie imię? Tata wybrał dwa imiona - Wojciech dla chłopca i Małgorzata dla dziewczynki. Podczas jednego z badań USG okazało się, że będę chłopcem i wówczas Mama od razu powiedziała "Wojtuś" i tak zostało. Fajowo.

  Podobno moje imię jest pochodzenia słowiańskiego, złożone z dwóch słów woj (wojownik) i ciech (uciecha) - i mama kiedyś czytała, że Wojciech to gość, który lubi wojować. A ja lubię - hahaha. Moją waleczność pokazałem dziś u dentysty. Byłem tam już po raz kolejny i pani smarowała mi czymś zęby. Krzyczałem straszliwie - ale podobno ząbki mam białe i nic złego się w nich nie dzieje. Chyba dzięki temu mazidłu i jeszcze chyba dzięki temu szczotkowaniu ząbków rano i wieczorem.


Pozdrawiam - Wojtek


czwartek, 19 kwietnia 2012

Mam swój stoliczek


    Mam swój stoliczek i mam swoje krzesełko. W sumie krzesełka są dwa - ktoś może mi towarzyszyć. Fajny niebieski komplet dostałem. Jakiś czas wcześniej dostałem labirynt, bo bardzo podobało mi się przekładanie tych kolorowych, drewnianych koralików. Wszędzie, gdzie tylko udało mi się tym bawić to się bawiłem. Aż w końcu dostałem taki labirynt na własność - jest mój. I teraz mogę się bawić przy moim stoliczku. 
  
SUPER



Pozdrawiam Was gorąco - Wojtek 

wtorek, 17 kwietnia 2012

Walczę z Mamutami

  
  Nie mogę ... nie dam rady. Ręce mnie bolą - totalny brak siły. 

  Ale od początku. Kilka dni temu zamówiłam Wojtkowi komplet - stoliczek i dwa krzesełka z serii Mamut. Skoro chłopak tak ładnie współpracuje siedząc przy stoliczku to nadszedł najwyższy czas, aby i taki stoliczek miał w domu. Mąż, gdy usłyszał, że takowe zamówienie złożyłam, spytał delikatnie "czy mamy jeszcze na to miejsce w mieszkaniu?" .. hmmmmmmmmmmmm .. no pewnie, że mamy, jakoś się je zorganizuje. 

  Kurier dostarczył paczkę przed godziną. Mebelki rozłożone - ale przecież jest instrukcja - a zbyt trudne to na pewno nie jest. Pozdzierałam kartony, folię, taśmy. Wyciągam instrukcje do stolika - patrzę - śruby są. W instrukcji narysowane - delikatne wkręcanie palcami. Hmmm - nie idzie. Myślę i myślę - bez  "ciężkiego" sprzętu się nie uda. Trzeba szukać kombinerek. Niestety. 
  Rozpoczęłam wkręcanie - matko, jak to opornie idzie. Udało się - jedna śruba jest na miejscu - mogę teraz tą nogę do blatu przykręcić. Ufff - jest na miejscu. Tylko, że jeszcze trzy mi zostały - a ręka boli od ściskania tych kombinerek. 
  Pomyślałam - chwycę za krzesełko. Patrzę - wszystko na klik, klik - phi - od tego powinnam była zacząć. przecież to łatwizna - coś w sam raz dla mnie. 

  Pierwsza noga do siedziska. Nie chce iść - sprawdzam, czy dobrze ułożyłam - niby tak. Ale teraz patrzę, że muszę "dobić" młotkiem, aby na miejsce wskoczyła. No i cała ta operacja musi poczekać jakieś dwie godziny, bo Synu dopiero zasnął. Gdy zacznę stukanie młotkiem, to jego sen zbyt długi nie będzie - oj nie. A humorek po takiej pobudce - także niezbyt ciekawy. 

  Niestety, na chwilę obecną wszystko musi zostać w takim a nie innym stanie, chyba fruwać muszę się nauczyć:


  Wiem, wiem, wygląda niczym po przejściu jakiegoś tornada. Siły mi życzcie, abym walkę z tym ustrojstwem wygrała. 


Pozdrawiam Was - Mama Wojtka 


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Nogi w użyciu



  Wojtek nadal nie chodzi. Przemieszczać się po całym mieszkaniu potrafi, ale jednak samodzielne chodzenie to jeszcze dla niego coś bardzo egzotycznego. Z rehabilitantką próbuje, ale szybko poddaje się. Nie potrafi tego wszystkiego skoordynować - bo jak to tak - podnieść nogę, przenieść ciężar ciała na drugą, tę pierwszą postawić do przodu, utrzymać równowagę i to wszystko tak na stojąco? Czasem jego mina mówi mi, że chyba za dużo od niego oczekujemy. Ale ja nie należę do matek, które będą na siłę zmuszały dziecko do wykonania jakiejś czynności. Nie jest gotowy - trudno. Przyjdzie czas na chodzenie - to będzie chodził. Przeciwwskazań nie ma żadnych - teraz tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać aż ten dzień nastąpi. 

  Czasem chcę mu pokazać, jakie chodzenie jest fajne. Idąc po chleb do piekarni idziemy bez wózka. Prowadzę Wojtka za rączki - on dumnie kroczy .. raz, dwa, trzy - o jak fajnie, dwadzieścia, dwadzieścia jeden - coraz wolniej i w pewnym momencie - bęc - koniec. Siada w miejscu, w którym stał i nic nie zmusi go do tego, aby podniósł się i poszedł dalej. W takiej sytuacji muszę go ponieść przez kilka metrów, aby po chwili znów z chęcią maszerował. 

  Teraz tak z niecierpliwością czekam na te jego pierwsze samodzielne kroki, a gdy to już nastąpi, będę czekała na moment aż ten mój wulkan usiądzie - bo będzie z niego niezłe tornado - to widać po jego ciekawskim, wszędobylskim usposobieniu.


Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka 

piątek, 13 kwietnia 2012

Mazaki - to jest to

  

  Od początku je polubiłem. Są zdecydowanie fajniejsze od kredek, bo łatwiej można się nimi posługiwać. Kredki - twarde sztuki - po tym, jak nimi stukam, pukam - łamią się - a to już mi się nie podoba. Nie to co mazak - rewelacja po prostu. Można nim stukać o kartkę i jeszcze się kleksy pojawiają. To już w ogóle czad. Poza tym jakie fajne robią się ręce, gdy nimi piszę - pełno na nich kolorów. Ale szybko po myciu schodzą, bo mama mówi, że to jakieś wodne mazaki są - nie mam pojęcia o co chodzi. mazak jest mazakiem, woda jest wodą - ale niech jej będzie. Chyba wie lepiej. 

   Podczas Świąt strasznie dmuchało - od morza chyba - więc sporo czasu siedzieliśmy w domu. Mama dała mi taki fajny błyszczący papier (mówiła na niego perłowy), oczywiście pudełko ulubionych mazaków. Niestety - nigdy nie daje mi wszystkich na raz - zawsze pojedynczo - ciekawy jestem dlaczego???  Po kolei każdym kolorem mogłem malować - tworzyłem i tworzyłem. Mama podawała mi pisaka mówiąc "zielony", "żółty", "czerwony" i jeszcze jakieś inne nazwy padały. Wiem, że są to kolory. Często na piłeczkach z basenu kulkowego ćwiczymy. Umiem rozpoznawać już i podawać żółtą kulkę. 
  Wracając do tego mojego dzieła.  Mama nie chciała, żeby leżało gdzieś przykurzone w jakiejś teczce, więc postanowiła dodać coś od siebie i tak naszymi wspólnymi siłami powstała kartka dla mojej koleżanki Julki. Moja mama mi powiedziała iż wie od mamy Julki, że kartka się podobała. Jupi.  

  Nieskromnie powiem, że mnie tez się podoba. 



Pozdrawiam Wam serdecznie - Wojtek


niedziela, 8 kwietnia 2012

Radosnych Świąt


Dużo słonka w te cudowne święta Wam życzę. 
Wesołego Alleluja 

Wojtek z Rodzicami





Przed samymi świętami doszła do nas zakątkowa kartka z życzeniami. Oczywiście w kolorze energetycznej pomarańczy. Dziękujemy bardzo :-)





 

piątek, 6 kwietnia 2012

Jingle Bells



  Zbliża się Wielkanoc ... a u nas ciągle królują piosenki bożonarodzeniowe. A to za sprawą organek, które to Wojtek otrzymał od jednej "cioci". Wręcz je uwielbia - mógłby grać, grać i grać. Rozszyfrował, gdzie można zrobić głośniej - o ściszeniu nawet nie myśli. Najgorsze jest, gdy przyspiesza tempo melodyjek. Ale całkowicie dobija fakt, ze organki jako pierwszy utwór grają właśnie "Jingle Bells". 



  Do tej pory moja cierpliwość jeszcze nie została naruszona ... nawet mimo tych świątecznych przygrywek, których zapewne w grudniu nie będę już w stanie słuchać. Ale nieważne to - najważniejsze, że dziecko jest szczęśliwe. 


Pozdrawiam - Mama Wojtka 

niedziela, 1 kwietnia 2012

Oliver i spółka



  Dziś - robiąc małe porządki na półce z filmami, znalazłam jeszcze nie rozpakowany pakiet filmów z serii Disney Classic. Pakiet składa się z dwóch filmów, które kupiliśmy już dosyć dawno temu, mianowicie : "Oliver i spółka" oraz "Mary Poppins". 
  Włączyłam pierwszy, czyli Olivera i spółkę. Zainspirowany jest powieścią Karola Dickensa "Oliver Twist". 
Film opowiada historię uroczego bezdomnego kociaka o imieniu Oliver, błąkającego się po ulicach Nowego Jorku. Znajduje tutaj przyjaciół- takich prawdziwych i oddanych. 
  W filmie - jak to najczęściej w tych z wytwórni Disneya - jest wiele piosenek, które to Wojtek chętnie słuchał. Ale czy film mu się podobał? Hmm ... po 18 minutach trwania ciężko to stwierdzić. Poza tym jest dużo dialogów - a to już wywołuje lekką nudę dla dwuletniego brzdąca. Ale piosenki mu się podobały i oczywiście psy - gdy tylko je widział na ekranie - to od razu szczekał. Tak, Wojtek potrafi naśladować pieska. Gdy tylko podczas spaceru mija nas jakiś -Wojtek od razu  go rozpoznaje i podszczekuje sobie w wózku. 

Oczywiście do filmu wrócimy - bo jakby inaczej .. ale troszkę później.

Pozdrawiam Was gorąco - Mama Wojtka  

sobota, 31 marca 2012

Gdy jest zimno i trzeba siedzieć w domu



  Nie wiem, kto bardziej nie lubi takiego "uwięzienia" w domu - rodzice czy dzieci? Chyba jednak Ci pierwsi, bo muszą wykazać się ogromną kreatywnością, aby nie doprowadzić do tego, aby dziecko z nudów zaczęło wymyślać takie zabawy, które nam rodzicom raczej za bardzo się nie podobają - czyli np. totalne demolowanie mieszkania. Wojtek taką właśnie zabawę uwielbia chyba najbardziej - rozrzucanie wszystkiego w każdy możliwy kąt - oczywiście pozostawiając to tam gdzie spadło. Niczym w piosence Elektrycznych Gitar - "Przewróciło się, niech leży". Jednak chyba najbardziej podoba mu się to, gdy po ułożeniu wszystkiego przeze mnie ( z jego bardzo niewielką pomocą, ale od czegoś trzeba zacząć), można to na nowo rozwalić. 
  Synu ujarzmiony często zostaje po wejściu do swojego pojazdu. Otrzymał autko od swej chrzestnej i tak stoi - często pełne zabawek i czeka. Ale już mała zmiana nastąpiła. Wojtek potrafi sam wszystko powyrzucać ze środka i "wpakować" się do auta (całkowicie samodzielnie, bez mojej pomocy) i czekać, aż go uruchomię. Podchodzę, pytam - czy chce jeździć a on łapie mnie za rękę i nakierowuje mój palec na przycisk "ON/OFF". Dokładnie cwaniak wie, gdzie trzeba coś wcisnąć, aby samochód "ożył". No i niestety - musi "ożyć", musi jeździć po pokoju - wówczas następuje chwila ciszy i spokoju. 




Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka 


środa, 21 marca 2012

Światowy Dzień Zespołu Downa





Kolegom i kolezankom z zespołu życzę tego wszystkiego o czym tylko  marzycie.

Pozdrawiam - Wojtek :)

Szaleństwo w kulkach



  Rok temu kupiliśmy Wojtkowi kulki. Bardzo lubi się w nich bawić, więc  ma taki nieduży basenik dla siebie. Łobuz uwielbia wyrzucać wszystko na zewnątrz - oczywiście w minimalnym stopniu przyczyniając się do tego, aby kulki znalazły się wewnątrz. Czasem, gdy je porozrzuca, to po prostu nie można znaleźć wolnej przestrzeni na podłodze. Wszystko dokładnie przykryte jest jego zabawkami.
  Po zabawie w kulkach włosy Wojtka nie chcą się dać ujarzmić. Naelektryzowane straszliwie są. Ale co tam - buzia Małego mówi wszystko - on jest tak szczęśliwy podczas swoich zabaw, że ja mu pozwalam na to rozrzucanie wszystkiego. Wierzę, że kiedyś równie chętnie będzie wrzucał w powrotem. 




  Kulki dodatkowo służą nam przy rehabilitacji jak również przy nauce kolorów. Jesteśmy ciągle na etapie żółtego, ale co tam - najważniejsze to iść do przodu, powoli małymi kroczkami powinien to opanować. 
   Rehabilitacyjnie działamy z kulkami w taki sposób, że Wojtek bardzo chętnie się po nie schyla, aby podnieść i rzucić od siebie. Rączką ładnie chwyta, po czym z impetem odrzuca.Nie koniecznie do baseniku, czasem wręcz w przeciwną stronę.  Super by było, gdyby zbyt szybko mu ta czynność się nie nudziła. Ale nie można na samym początku wymagać rzeczy niemożliwych. Powoli, aczkolwiek konsekwentnie muszę zmuszać Wojtka do cięższej pracy. Tylko czy ja potrafię być konsekwentna?  Chyba muszę się tego nauczyć. 


Pozdrawiam gorąco - Mama Wojtka 


piątek, 9 marca 2012

Zupa pomidorowa - ależ owszem, ależ tak



   Chyba nikt nie wymyślił jeszcze lepszej zupy niż pomidorowa. Może być albo z makaronem, albo z ryżem - nieważne. Jest przepyszna. No i rosół z makaronem - albo w mojej wersji makaron z rosołem. Mama woła na mnie "makaroniarz" i mówi, że tak jak i ona, mógłbym jeść makaron codziennie. Hmmmmmmmmmmmm - zdecydowanie tak. Ale czy jest w tym coś złego? Wydaje mi się, że nie, chociaż mama chyba za szczęśliwa nie jest, gdy nie jestem przekonany do np. takiego krupniku czy kalafiorowej. Bo jak te zupy porównać z pomidorową? Nie da się. 
  Cieszę się, że nie jestem sam, bo wiem że wiele dzieciaków przepada za tą właśnie zupą. Nawet w telewizji to pokazują ... 
  Czas na obiad - zgadnijcie co dziś jem ;-)


Pozdrawiam - Wojtek 

poniedziałek, 20 lutego 2012

Prezent od Mamy



  Dostałem od Mamy metryczkę.  Sama ją dla mnie zrobiła. Siedziała wieczorami i haftowała. Aż skończyła. Zaniosła do oprawienia, przyniosła, Tata wbił gwoździa i teraz wisi na ścianie. Ładna jest. 




Pozdrawiam gorąco - Wojtek


piątek, 17 lutego 2012

Moje uszka


  Byliśmy na badaniu uszek. Musiałem zasnąć, bo inaczej nie wyjdzie tak, jak ma wyjść. Nakleili mi jakieś kółka na buzię, za uszka i w ogóle. Mama mnie tuliła i nie wiem kiedy - zasnąłem.
  Potem płakałem, bo coś mi piszczało w tych moich małych uszkach. Ale pani robiąca badanie powiedziała, że udało nam się wszystko zrobić. Potem znów płakałem, bo ta sama pani odklejała te kółka. Piekło troszkę.


  Potem poszliśmy do pani doktor. Podobno mam lekki niedosłuch - hmmm - dziwna sprawa, bo ja słyszę całkiem dobrze. Ostatnio gdy spałem to mama kręciła się w moim pokoju i się obudziłem. Ale aparaty nie są jeszcze wymagane, chyba, że będzie gorzej. Ja tam wiem, że będzie lepiej ... bo trzeba zawsze wierzyć w lepsze niż w gorsze, prawda?

Pozdrawiam - Wojtek


poniedziałek, 13 lutego 2012

środa, 8 lutego 2012

Wojtek lubi Basię



  W naszym domu jest bardzo muzycznie. Nie potrafię siedzieć w takich głuchych czterech ścianach. Największą  radością dla mnie jest to, że Wojtek również lubi muzykę. I to najczęściej taką, która mnie się podoba. Oczywiście dziecięcych piosenek też wiele słuchamy, ale musi być przecież jakaś równowaga.

 
Pozdrawiam Was serdecznie - Mama Wojtka 

piątek, 3 lutego 2012

czwartek, 2 lutego 2012

Wpis archiwalny z 24 kwietnia 2011


W świątecznym klimacie



  Jakiś czas temu wraz z nadejściem wiosny, zorganizowałam Wojtkowi miłą zabawę. Mógł malować - praktycznie całym sobą. Uwielbia mazanie farbami, a efekty były następujące:




  Długo nie myśląc, postanowiłam że z powstałego papieru zrobię kartki wielkanocne. Jednak tak długo nosiłam się z zamiarem, aż nastąpił Wielki Tydzień i udało mi się zrobic tylko część z tego co zamierzyłam. Niestety.



  Ja wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że moje kartki są jakie są. Do tworzenia dzieł jest u mnie daleka droga, ale wydaje mi się, że nie to się liczy. Liczą się i chęci i ... dobra zabawa mojego dziecka. A po tej jego "radosnej twórczosci" można zauważyć, że miło spędził czas i dobrze się bawił. 




poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wpis archiwalny z 3 kwietnia 2011




Dzisiejszy dzień spędziłam z Wojtkiem  na poznawaniu książek - jego książek. Czytałam, oglądaliśmy obrazki, jego mało interesują na razie. Najlepsze są gazety, które można rozrywać i rozrzucać na boki.
  Tak jak Wam napisałam we wcześniejszej notce, Wojtek z okazji Światowego Dnia Zespołu Downa otrzymał ode mnie książki. Były to "Dzieci z Bullerbyn" oraz Księga pierwsza - "Poczytaj mi mamo".
 
 

Gdy zobaczyłam w książce "Poczytaj mi mamo" historyjkę o daktylach, to aż łezka zakręciła się w mym oku. Pamiętacie te rysunki Edwarda Lutczyna?:



I tekst Danuty Wawiłow : "Daktyle"?

..." Gdzie się podziały
moje daktyle?
Wyszedłem z domu
tylko na chwilę!
Wyszedłem z domu,
wracam po chwili,
patrzę -
o rety!
Nie ma daktyli!"...

  Sama miałam tą książeczkę - jeszcze w formie małej, cieniutkiej, broszurkowej. Teraz Wydawnictwo Nasza Księgarnia połączyło dziesięć takich książeczek w jedną księgę w twardej oprawie. Naprawdę przyjemnie jest wziąć tą pozycję do ręki i ... zatopić się we wspomnieniach.

  Oczywiście o "Dzieciach z Bullerbyn" nie będę pisała, bo toż to klasyka. Chyba nie ma osoby w moim przedziale wiekowym, która nie znałaby tej ksiązki. Przygody Lasse, Bosse, Lisy, Olle, Britty i Anny poznawało się z wypiekami na policzkach. Astrid Lindgren - mistrzyni ksiązek dla dzieci. Cieszę się, że i moje dziecko będzie miało możliwość ich poznania.

  Dodatkowo w samo święto ksiązki Wojtek dostał takie małe pozycje - w sam raz dla swojej grupy wiekowej. Edukacyjne, a dodatkowo w chwili obecnej - niezniszczalne.



  Niech chłopak od początku zapoznaje się ze słowem pisanym. Mam nadzieję, że polubi ksiązki tak jak i jego rodzice. 


Pozdrawiam - Mama Wojtka 


poniedziałek, 23 stycznia 2012

Wpis archiwalny z 21 marca 2011

Światowy Dzień Zespołu Downa 






  Dla Wojtka po raz drugi. Światowy Dzień Zespołu Downa został ustanowiony w 2005 roku przez Europejskie Stowarzyszenie Zespołu Downa. Dlaczego własnie 21 marca? Otóż - zespół Downa nazywany jest również Trisomią 21, czyli oznacza, że w 21 parze chromosomów jest ten dodatkowy - trzeci.
  Down Syndrome International we współpracy z 45 krajami przygotowało na Światowy Dzień Zespołu film "Wpuść nas" ("Let Us In").  Warto obejrzeć filmik, osoby w nim są tak uśmiechnięte, że aż człowiek sam w odpowiedzi się uśmiecha. Jest też również mały Jaś z Polski. Powiem Wam, że muzyka, która służy za tło jest również rewelacyjna.




  Mam nadzieję, że znalazły się osoby, które miały ochotę obejrzeć ten filmik. Powiem Wam, że zespól nie jest taki straszny, jak go malują. Trzeba się tylko odpowiednio na niego otworzyć.


Wpis archiwalny z 22 stycznia 2011

Skończyłem roczek


Wpis archiwalny z 21 stycznia 2011



  I mamy 21 stycznia. Dzień naszych kochanych babć. Ja niestety nie mam już żadnej. Szkoda ... babcie są fajne. Ale za to Wojtuś ma dwie Babcie i jednego Dziadzia. Te ważne dni będą dla Wojtusia pierwszymi, dlatego pomyślałam, że Seniorzy powinni dostać coś od wnusia, a nie idąc na łatwiznę - kupionego w sklepie - dla tej kochanej osoby (jak namawiają reklamy), lecz coś takiego, co można zatrzymać, co przekaże to, co w takich chwilach jest ważne.
  Wojtek jest dzieckiem niespełna rocznym, więc jego zdolności manualne są na takim poziomie na jakim są - nic sam konkretnego by chłopak nie zdziałał. I tutaj wkroczyła mama. Wymyśliłam sobie, że zrobię kartki - takie laurki dla Babć i Dziadka ze stemplami. Za pieczątki posłużyły mi rączki i stópki mojego Szkraba. Kilka prób było bezowocnych  zakończonych zamazaną kartką. Ale w końcu się udało. Zrobiliśmy 3 kartki.
Oprócz odbitych rączek i stópek użyłam brzegowy dziurkacz jak również dziecięce naklejki.

  Wszystkie 3 karteczki prezentują się następująco:


  Wewnątrz każdej umieściłam zdjęcie Wojtusia i miły wierszyk. Ja jestem zadowolona z efektu końcowego. Mimo, iż nie jest to żadne arcydzieło, to jednak wierzę, iż spodoba się obdarowanym.

Kartki dla Babć są prawie identyczne - różni je tylko naklejka.





Tak jak Babcie dostały rączki - to Dziadziuś dostał stópki:





Pozdrawiam serdecznie - Mama Wojtka