poniedziałek, 23 stycznia 2012

Wpis archiwalny z 19 lipca 2010 roku

Przedoperacyjne sprawy


Otóż - stało się. Dziś otrzymałam telefon z kardiochirurgii, że możemy przyjechać, aby zoperowac Wojtusiowe serduszko. Płakałam straszliwie, bo jakby nie było jesteśmy teraz z Małym sami. Chłopina wyjechał do pracy. Ale udało nam się porozmawiać, mi uspokoic i racjonalnie pomyśleć i decyzja zapadła - jutro ją potwierdzę w klinice. Za tydzień wyjeżdzamy na operację. Wojtuś jest w tej chwili zdrowy, pogodny, ładnie nabiera masę, więc po co czekać. Nie wiadomo co będzie później, a tak - jesienią wydarzenia te będa już tylko wspomnieniem pod postacią blizny pooperacyjnej. Boję się strasznie, ale wierzę, że będzie dobrze. Przecież inaczej być nie może. Wiem też, że będziecie ciepło o nas myśleć i mocno trzymać kciuki i wspierać modlitwą. Musi się udać.
Oto ja z moim największym Szczęściem:



  Pobyt w szpitalu trwa około dwóch tygodni. Zakładam, że nie będzie komplikacji i po takim to czasie wrócimy do domu. Przez ten czas, ze zrozumiałych względów nie będę tutaj zaglądała. Wrócę w blogowe życie, gdy sytuacja się unormuje.
Życzcie nam powodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz